Historia magicznego lasu - pierwszy fragment.

Kurs pisarstwa prężnie działa! Jego uczestnicy radzą sobie wyśmienicie i konsekwentnie pisane są dalsze motywy książki. Fabuła w 100% została wymyślana przez Kasię i Olę, które z pasją uczestniczą w tym projekcie. Oczywiście ciągle czytamy, ciągle poprawiamy nasze fragmenty. Ale chcieliśmy się podzielić kawałkiem naszej magicznej książki. 


* * *

          Zacznijmy od samego początku… i zacznijmy jak w baśni, choć książka ta baśnią nie będzie. 
Dawno, dawno temu, w nie sprecyzowanym czasie i w nie określonym kraju znajdował się Castel Forest. Piękny, duży las pełen spokoju i ciszy. Wejść do lasu było kilka. Prowadziły do niego polne ścieżki i wąska droga po której w dzisiejszych czasach ledwo wymieściły by się dwa samochody. Do lasu można również dostać się dzięki też książce. Wystarczy tylko czytać dalej i wejść głęboko w magiczny świat. 

          Castel Forest nie był zwyczajnym lasem. Wszystko w nim było wyjątkowe. Drzewa były zieleńsze na wiosnę i żółtsze na jesień. Kora była bardziej chropowata, a trawa miększa od dywanu. Zapach w CF (bo dla mieszkańców pobliskiego miasta był to po prostu Si Ef) był tak intensywnie leśny jak gdyby mech, liście i mgła mieszkały w nozdrzach. Drzewa były tak wysokie, że trudno było dostrzec ich czubki. A poranna rosa przypominała ciepły prysznic dla stóp. CF był domem dla niezliczonej ilości zwierząt. Małe robaczki, motylki, sarny były jak jedna wielka rodzina. Każde najmniejsze stworzenie dbało i pielęgnowało ten swój kawałek ziemi. 

* * *

         W tym właśnie lesie stała drewniana chatka. Miała ona dach pokryty strzechą i zielone okiennice. Wyglądała, jakby chciała wtopić się w resztą otoczenia. Przed laty, szczęśliwym jej posiadaczem był leśniczy i jego żona. Mówiono na niego Gregory. Był dobrym człowiekiem i opiekunem dla lasu. Pewnego dnia jednak zdarzyło się coś, co na zawsze go zmieniło. Żona Gregory’ego – Elizabeth, nazywana przez niego pieszczotliwie Elli spodziewała się ich pierwszego dziecka. Oboje byli bardzo szczęśliwi. Miał właśnie nadejść jeden z najważniejszych dni w życiu małżeństwa. 
Niestety, podczas porodu pojawiło się wiele komplikacji. Ellie straciła wiele krwi, a najbliższy szpital znajdował się wiele kilometrów od Castel Forest. Gregory robił co mógł, przynosił zimne kompresy, trzymał ją za rękę i dodawał otuchy. Po wielu godzinach na świat przyszedł ich upragniony syn Tom. Miał niesforne czarne włoski i bardzo siną skórę. Ellie przytulała go choć jej siły słabły.
–  Świetnie sobie poradziłaś kochanie. 
–  Oj Greg, wszystkie siły mnie odeszły.  –  z wielkim strachem wypowiedziała to zdanie Ellie.
–  Wszystko będzie dobrze, jestem pewien. Musisz odpocząć. Prześpij się kochanie.
Niestety ani odpoczynek, ani wsparcie Greg’a nie pomogło jego ukochanej na całkowity powrót do zdrowia. Wiele dni przeleżała w łóżku, ledwo trzymając małego Toma w rękach. Pewnego ranka, jak co dzień Greg przyniósł jej kakao i patrzył na spokój jaki miała na twarzy. Zaczął ją budzić, ale ukochana Grega nie reagowała. Odeszła we śnie, zostawiając na świecie swój największy skarb i oddanego jej męża. Mężczyzna nie mógł pozbierać się po utracie żony. Coś w nim pękło. Gniew wypełniał każdy milimetr jego ciała. Nie był już tym człowiekiem, którego pokochała Ellie...

* * * 

Prosimy o wyrozumiałość w osądach, ale nie jest to ostateczna wersja. Mamy nadzieję, że zaciekawiliśmy Was naszą bardzo magiczną historią.